Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:1138.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:06:07
Średnia prędkość:14.06 km/h
Maksymalna prędkość:35.00 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:103.45 km i 6h 07m
Więcej statystyk

Rowerami nad Morze I Dzień 11 I Frombork-Elbląg

Poniedziałek, 16 lipca 2018 · Komentarze(0)

Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 11.


Rowerami nad Morze I Dzień 11 I Frombork-Elbląg

To już ostatni dzień naszej wyprawy! Tak jest! Przywitaliśmy Morze w Nowej Pasłęce, ale trasę rowerową zakończyliśmy w Elblągu. W tym dniu nie śpieszyliśmy się, chcieliśmy trochę zwolnić i odpocząć od rowerowego pędu. Zdecydowaliśmy, że z Fromborka do Elbląga jedziemy rowerami, a później do Gdańska już pociągiem. Spójrzcie poniżej jak wyglądał ostatni dzień naszej wyprawy rowerowej z sakwami nad Morze.

Dzień podróży: 11
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 16.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 54
Trasa: Frombork – Elbląg

Jeśli macie ochotę zobaczyć w przybliżeniu trasę 11 dnia naszej wyprawy nad Morze, zachęcam do kliknięcia TUTAJ

Śniadanie w Warmińskiej

Dzień jak co dzień zaczęliśmy śniadaniem i to nie byle jakim, bo w piekarni Warmińskiej, w której wybór ciast, słonego i słodkiego pieczywa był bardzo duży. Po nocy w namiocie i emocjach dnia poprzedniego po prostu musieliśmy uczcić godnie nasz przyjazd nad Morze.
Wyobraźcie sobie, że w trakcie naszego śniadania lunął nagle potężny deszcz. Co prawda rankiem zbierały się chmury nad Fromborkiem, ale nie sądziliśmy, że skończy się to taką ulewą. Zdążyliśmy zjeść i deszcz ustał. Po śniadaniu wyruszyliśmy zwiedzić Frombork, historyczne miasto w którym żył i pracował Mikołaj Kopernik. Udajemy się zatem w kierunku Wzgórza Katedralnego.

Wzgórze Katedralne

Trudno być we Fromborku i nie zobaczyć Wzgórza Katedralnego należącego do zabytków najwyższej klasy. Miejsce to, wielokrotnie niszczone i przebudowywane, zachowało podstawowe elementy średniowiecznego założenia architektonicznego. Co więcej, Frombork i Wzgórze Katedralne związane jest z osobą Mikołaja Kopernika, który mieszkał tu i pracował. Turyści przyjeżdżają z różnych zakątków świata, by zobaczyć światowej sławy zabytek.
Parkujemy rowery na terenie Wzgórza Kataralnego i decydujemy się na rozpoczęcie zwiedzania od Wieży Radziejowskiego.

Wieża Radziejowskiego

Wieża Radziejowskiego to dawna dzwonnica w stylu gotycko-barokowym, pochodząca z przełomu XVI-XVII w. Jest ona najwyższą budowlą Wzgórza Katedralnego. Na jej szczycie znajduje się taras widokowy, z którego widać Frombork i okolicę z Zalewem Wiślanym. By podziwiać widoki trzeba pokonać 227, niezbyt stromych stopni. Wewnątrz wieży znajduje się jeszcze jedna atrakcja, zawieszone jest Wahadło Foucaulta.
  • Wahadło Foucaulta
  • Kręte schody prowadzące na szczyt Wieży Radziejowskiego
Opłacało się dreptać po takie widoki. Zobaczcie sami, jesteśmy na szczycie. Przede mną rozpościera się widok na Bazylikę Archikatedralną WNMP.
Wiatr we włosach, głowa prawie w chmurach. Jesteśmy na Wieży Radziejowskiego we Fromborku.

Niestety do Bazyliki, którą widzicie na poniższym i powyższym zdjęciu, nie udało nam się wejść. Z tego co pamiętam była w remoncie i zwiedzanie jej nie było możliwe.
Udało mi się namówić Artura na wspólne zdjęcie z Wieży Radziejowskiego

Kościół św. Wojciecha we Fromborku, w tle Zalew Wiślany

W piwnicach Wieży Radziejowskiego znajduje się również kameralne planetarium. Seanse odbywają się tam codziennie o konkretnych godzinach. Cena za wejście to: 6 zł bilet ulgowy, 10 zł bilet normalny. Jeśli wybieracie się tam, nie popełnijcie tego błędu co my. Warto najpierw zorientować się, o której są seanse, kupić bilet do planetarium i w międzyczasie zwiedzać inne miejsca. My za późno to ogarnęliśmy, i w momencie kiedy pojawiliśmy się przed planetarium z chęcią kupienia biletów, był już uzbierany komplet osób, a na kolejny seans nie chcieliśmy czekać. Wejście do planetarium można również zarezerwować telefonicznie lub mailowo.
Co jeszcze czeka na Was na terenie Wzgórza Katedralnego:
– Dawny Pałac Biskupi
– Wieża Kopernika
– Brama Poludniowa
– Kanonie wewnętrzne

Trasą Green Velo wzdłuż Bałtyku

Pierwszy odcinek drogi, tuż za Fromborkiem był bardzo przyjemny, z pięknymi nadmorskimi widokami. Jechaliśmy trasą Green Velo tuż nad Zalewem Wiślanym. W dalszej trasie mijaliśmy również Park Astronomiczny. Kolejne kilometry pokonywaliśmy trasami szutrowymi. Dzień ten nie należał do moich najlepszych, czułam ogólne zmęczenie po 10 dniach pedałowania i na moją prośbę zboczyliśmy ze szlaku Geen Velo, skracając drogę w kierunku Elbląga.

Przystanek Elbląg

Wstyd się przyznać, ale w Elblągu zabawiliśmy bardzo krótko. Było w tym i trochę mojej winy, bo zaczęłam marudzić, że ja chcę znaleźć się jak najszybciej w Gdańsku, by móc się opalać na piaszczystej plaży. To nic, że nie było odpowiedniej pogody pod leżing smażing, ale postawiłam na swoim i dzięki temu w Elblągu byliśmy, ale od razu na dworcu PKP. Wpakowaliśmy do pociągu nasze dwukołowe pojazdy obładowane sakwami i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w Gdańsku.

W końcu jesteśmy w Gdańsku

Dojechaliśmy bezpiecznie do Gdańska i trafiliśmy od razu na opuszczenie kładki na Ołowiankę, która znajduje się w centrum Gdańskanad Motławą.
Opuszczenie kładki na Ołowiankę w Gadńsku

Co mogę jeszcze dodać? Podróżując z piwoszem mam okazję bywać w takich miejscach jak Degustatornia. Zabawiliśmy tam chwilę, delektując się piwnymi nowościami kraftowymi.
Chociaż nasza rowerowa podróż zakończyła się w Gdańsku, to my w tym mieście zostaliśmy jeszcze dwa dni, które niestety nie uraczyły nas letnią, słoneczną pogodą. Dodam tylko, że poruszanie się rowerami po Gdańsku było bardzo komfortowe, zaoszczędziliśmy na tym sporo czasu, dojeżdżając niemal wszędzie, gdzie potrzebowaliśmy. O samym Gdańsku i naszej podróży na Hel (już nie rowerem a statkiem), napiszę w kolejnym wpisie, do którego już teraz zapraszam.

Rowerami nad Morze I Dzień 10 I Witamy Morze Bałtyckie

Niedziela, 15 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 10.

Morze Bałtyckie jest już w zasięgu ręki! W 10 dniu naszej wyprawy rowerowej witamy Bałtyk w Nowej Pasłęce. To był niezwykle ekscytujący i wymagający dzień. Zrobiliśmy 129 km, by przywitać Morze Bałtyckie.

Dzień podróży: 10
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ
Data: 15.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 129 km
Trasa: Sępopol – Bartoszyce – Górowo Iławeckie – Braniewo – Nowa Pasłęka – Frombork
Poniżej 10 dzień podróży. Na pierwszej mapie zaznaczyłam Wam trasę przejechaną w 10 dniu wyprawy, a na drugiej zobaczycie jak ten fragment wygląda na tle całego tripu nad Morze. Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.

Zachwycające „Siedlisko pod Dębami”

Dzień wcześniej zatrzymaliśmy się w Siedlisku pod Dębami, o którym pisałam już we wcześniejszym artykule. Z uwagi na to, że dnia poprzedniego zaraz po prysznicu poszliśmy spać, dopiero rankiem mogliśmy zrobić mały obchód podwórza i całej agroturystyki, w której się zatrzymaliśmy. Słoneczny poranek dodatkowo podkręcał zieleń, która nas otaczała, przez co cały ogród wyglądał jeszcze bardziej magicznie.
Tak ozdobiono dach pomieszczenia z grillem.

Wszystkie atrakcje znajdujące się na terenie Siedliska pod Dębami były dopracowane z gustem i spójnie nawiązywały do charakteru gospodarstwa. Ogród zadbany i wyposażony we wszystko, co potrzebne do relaksu: staw, wiatę z grillem, miejsce na rowery. Oprócz tego rzuciły mi się w oczy detale w postaci starej lampy czy grządki z ziołami. Wszystko zaprojektowane ze smakiem i dobrym stylem.
  • Atrakcje w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami
  • Atrakcje w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami
  • Atrakcje w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami
  • Atrakcje w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami

Sępopol – wizyta w kościele

Od Romankowa do Sępopola dzieliło nas niecałe 4 km. Na trasie padła okrągła liczba – 1 000 przejechanych kilometrów.Podróżując w niedzielę, wstąpiliśmy do kościoła świętego Michała Archanioła w Sępopolu na poranną Mszę Świętą.
Za nami pierwszy tysiak!

Oprócz kościoła w Sępopolu nic innego nie przykuło naszej uwagi. Dodatkowo miasto było w remoncie, rozkopane ulice uniemożliwiały nam płynną jazdę.
Wieża kościoła świętego Michała Archanioła w Sępopolu.

Bartoszyce

Przed południem zawitaliśmy do kolejnego punktu naszej wycieczki – Bartoszyc. Niestety zastaliśmy miasto totalnie rozkopane, wyglądało niemal jak po trzęsieniu ziemi. Jakimś trafem dotarliśmy do Żabki, jedynego otwartego w tym dniu sklepu w okolicy rynku, by zaopatrzyć się w wodę i przekąski na dalszą drogę.
Rynek w Bartoszycach

Poruszanie się po rynku w Bartoszycach było właściwie niemożliwe. Postanowiliśmy chwilę odpocząć i ruszać dalej.
Takie widoki zastaliśmy w centrum Bartoszyc.

Coraz bliżej celu

W tym dniu nie zabrakło również tras szutrowych, łanów pól oblanych letnim słońcem oraz prawie bezchmurnego, błękitnego nieba. Niektóre z kadrów, o których Wam teraz piszę, udało nam się zatrzymać na fotografiach. Artur uchwycił mistrzowsko mnie na rowerze na tle przestrzeni i drogi aż po horyzont. Od razu pochwalę się i zdradzę Wam, że to zdjęcie wygrało w jednym z konkursów, w którym wzięłam udział, dzięki czemu mogliśmy pojechać na Maltę z 500 zł rabatem.
Rowerami nad Morze - 10 dzień wyprawy
Jedziemy dalej!

Wśród łanów pól pokonujemy kolejne kilometry

W południe słońce mocno przygrzewało, powodując dodatkowe zmęczenie i spadek energii. Pot lał się z czoła, a my marzyliśmy o skryciu się i odpoczynku w miejscu, gdzie będzie dobre, regionalne jedzenie. Wyszukaliśmy restaurację w najbliższym miasteczku, w Górowie Iławiecim i tam zmierzaliśmy z myślą o kulinarnym relaksie.
Skwar daje się we znaki. Opróżniamy bidony.

Regionalne smaki w restauracji Natangia

W tym dniu w restauracji Natangia odbywała się jakaś impreza zamknięta, więc cała obsługa była mocno zajęta. Trudno było do kogokolwiek zagadać, czy będzie szansa przyrządzenia dla nas jakiegoś dania. Byliśmy bardzo głodni, więc wbiłam na kuchnię do zapracowanych Pań i dostałam informację, że nie powinno być problemu, możemy zamawiać wszystko co jest w karcie. I to nam się podoba!
  • Rosół z kołdunami w restauracji Natangia
    Rosół z kołdunami
  • Lężnie w restauracji Natangia
    Lężnie
W restauracji Natangia rozgościliśmy się na tarasie. Zamówiliśmy razem rosół z kołdunami na pierwsze danie. Dodatkowo ja wzięłam łężnie nadziewane kiszoną kapustą w sosie grzybowym, a Artur – wielki fan ziemniaków w każdej postaci, wybrał cepeliny podawane z zestawem surówek.
  • Cepeliny z zestawem surówek w restauracji Natangia
    Cepeliny z zestawem surówek w restauracji Natangia
  • Cepeliny z zestawem surówek w restauracji Natangia

6 km do Morza Bałtyckiego

Pewnie myślicie, że zaraz po obiedzie przeteleportowaliśmy się prosto nad Morze. Niestety tak nie było. Zostało nam jakieś 60 km do Nowej Pasłęki i powiem szczerze, że odcinek ten pokonywaliśmy nieco sfrustrowani. Naszą szybkość ograniczał mocny wiatr i pełne brzuchy. Dopiero dojeżdżając do Braniewa (które osobiście uważam za urocze i zadbane miasto), poczuliśmy ekscytację, że już za chwilę zobaczymy Morze!
Ostatnie minuty jazdy przed przywitaniem Bałtyku.

Dotarliśmy! Ale to jeszcze nie koniec naszej wyprawy!

Udało się! Widok Morza aż po horyzont mówi sam za siebie. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że udało nam się dotrzeć nad Bałtyk rowerami pokonując ponad tysiąc kilometrów. Taką chwilę należało godnie uwiecznić, no i jest! Na zdjęciu mocno przytrzymujemy rowery, które przy silnym wietrze o mało nie wpadłyby nam do wody. Chwila odpoczynku i ruszamy malowniczą trasą wzdłuż Bałtyk w kierunku Fromborka.
Jesteśmy w Nowej Pasłęce. Szczęśliwie dotarliśmy nad Morze!

Przystanek – Frombork

  • Zachód słońca we Fromborku
  • Mamy za sobą 1128 km na rowerze!
Dotarliśmy do Fromborka o zachodzie słońca. Udało nam się jeszcze chwilę rozkoszować nadmorskimi widokami i musieliśmy uciekać w stronę campingu. Tę noc spędziliśmy w namiocie, i tak jak po każdym dniu – po kolacji padliśmy! Ten dzień był dla nas bardzo pomyślny – na liczniku stuknęło 1128 km.

Rowerami nad Morze I Dzień 9 I Giżycko i mazurska kraina jezior

Sobota, 14 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 9.
W dziewiąty dzień naszej rowerowej wyprawy docieramy do serca Mazur i stolicy polskiego żeglarstwa – Giżycka. Następnie naszymi dwukołowymi pojazdami kierujemy się krętą trasą, podziwiając zielone krajobrazy przyozdobione taflami kolejnych jezior. Trasa tego dnia nie należała do wymagających, co prawda były lekkie podjazdy, ale to nadawało wyprawie dodatkowych atrakcji. W tym dniu pełnym pięknych widoków udało nam się zrobić 115 km.

Dzień podróży: 9
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 14.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 115 km
Trasa: Wydminy – Giżycko – Piękna Góra – Kamionki – Dziewiszewo – Doba – Radzieje – Barciany – Drogosze – Romankowo

Powyżej dołączam dwie mapy: trasę w przybliżeniu oraz 9 dzień wyprawy na tle całej podróży nad Morze. Jeśli jesteście ciekawi jak dokładnie wyglądała trasa tego dnia, zajrzyjcie TUTAJ

Do widzenia Wydminy

Z naszego ekstra noclegu w Skorpionie, o którym pisaliśmy we wcześniejszym artykule, kierujemy się w stronę Giżycka, ale najpierw odwiedzamy jeszcze Most garbaty – jedną z ciekawszych atrakcji Wydmin. Most ten łączy największą wyspę na Jeziorze Wydmińskim ze stałym lądem. Jest poranek, nieco chłodno, nad jeziorem napotykamy rybaków i kilka osób trenujących na świeżym powietrzu. Spokój, cisza i sielankowy krajobraz. Dzień dopiero wstaje, a my ruszamy w dalszą podróż rowerową.
  • Most garbaty w Wydminach
    Most Garbaty w Wydminach
  • Most garbaty w Wydminach
Most garbaty w Wydminach.
Chwila przerwy na moście i ruszamy dalej!

Z Wydmin do Giżycka mamy około 20 km. Przyśpieszamy, by jak najszybciej dotrzeć do serca Mazur. Trasa jest bardzo łagodna, pierwszy odcinek jedziemy wśród zieleni – trasą szutrową. Bliżej Giżycka zjeżdżamy na drogę asfaltową.
Trasa szutrowa prowadzi nas do Giżycka.
Zielona trasa prowadzi nas do Giżycka.

Jesteśmy w Giżycku!

Kika słów z mojego pamiętnika:Dotarliśmy do Giżycka nieco głodni. Zatrzymaliśmy się pod Wieżą Ciśnień, ale o godz. 8:00 była jeszcze zamknięta i zastanawialiśmy się co robić. W tej chwili zagadał do nas mieszkaniec Giżycka, który krótko i zwięźle powiedział: IDŹCIE NA MOLO. Tak też robiliśmy, ale najpierw musieliśmy wrzucić coś na ruszt. Wstąpiliśmy do cukierni i piekarni Szambelski, zamawiając oprócz świeżego pieczywa kawę. Do kawy podane zostały gratisowe pączki. Przerwa na śniadanie zaliczona, z pełnymi brzuchami ruszyliśmy w stronę Jeziora Niegocin.
  • Cukiernia Szambelski w Giżycku
  • Szybkie śniadanie w cukierni Szambelski w Giżycku

Idziemy na MOLO

Jak tylko zobaczyłam port i zacumowane jachty, od razu ożyły we mnie wspomnienia. Około 10 lat temu byłam z klasą z liceum na żaglach, między innymi byliśmy też jeden dzień w Giżycku. Przypomniał mi się klimat mazurskich jezior, szanty śpiewane nocami, bryza muskająca skórę, szorowanie steru i masa żeglarskich nazw, których… niestety już nie pamiętam.
  • Port w Giżycku
  • Port w Giżycku
Jacht w porcie w Giżycku
Wszystkie ręce na pokład. Tu się ciężko pracuje!

Artur nigdy wcześniej nie był na Mazurach, więc wydaje mi się, że był bardzo pozytywnie zaskoczony tym co zobaczył. I myślę też, że ten region zrobił na nim niemałe wrażenie. Ja zresztą bardzo cieszyłam się, że mogę zobaczyć Mazury jeszcze raz.
Port w Giżycku
Port w Giżycku

Na molo musieliśmy się jakoś dostać z naszymi obładowanymi rowerami. Choć znaki pokazywały zakaz wjazdu rowerami, władowaliśmy się tam z impetem. Pomogła nam w tym winda, którą dostaliśmy się na górę, z powrotem poprowadziliśmy rowery schodami.
  • Wjechaliśmy na Molo

Kierunek – Jezioro Mamry

Jadąc z Giżycka zmieniliśmy nieco kierunek naszej trasy, udając się w stronę Jeziora Mamry. Pogoda zaczęła nam płatać figla, dwa razy zatrzymywaliśmy się na przystankach, by przeczekać deszcz. Na szczęście były to tylko przelotne opady i mogliśmy spokojnie kontynuować naszą wyprawę.
Czekamy na przystanku aż deszcz przestanie padać. Jesteśmy za Giżyckiem.
Pada deszcz. Robimy przerwę pod zadaszeniem.

W restauracji „Góra Wiatrów”

Jak każdego dnia podróży, tak i w 9 dniu wyprawy znaleźliśmy kulinarną przystań na nasz królewski obiad. Po drodze zobaczyliśmy szyld zachęcający do przyjazdu do restauracji Góra Wiatrów. Wjechaliśmy tam pod górkę, przed nami wyłonił się uroczy budynek malowany na biało i kryty czerwoną blachą.
Taras restauracji "Góra Wiatrów"
Taras restauracji „Góra Wiatrów”

Na zewnątrz faktycznie wiało i było mi trochę zimo, więc postawiliśmy zjeść obiad w restauracji. Czekały na nas stoły przykryte obrusem w biało-czerwoną kratę. Ja zmówiłam kapuśniak, Artur zupę rybną, a na drugie danie wziął kotleta mielonego z frytkami i surówką. Byłam tym nieco zdziwiona, wiedząc że nie jest wielkim fanem mielonych, ale zapytałam się go o to dopiero jak złożył zamówienie. Okazało się, że kotlety mielone pomyliły mu się z tradycyjnymi schabowymi. Koniec końców – drugie danie zjedliśmy na spółkę. Do obiadu podano nam też gorącą herbatę z cytryną.
  • Obiad w restauracji Góra Wiatrów
  • Obiad w restauracji Góra Wiatrów
    To jednak mielone, nie schabowe ????
Otoczenie restauracji było bardzo zadbane. W ogrodzie na hamaku można było uciąć sobie drzemkę. Kilka kroków dalej był też taras z widokiem na Jezioro Mamry. W pobliżu znajdowały się domy w skandynawskim klimacie, należące do właściciela restauracji, które można wynająć. Prezentowały się one pięknie na tle zielonego krajobrazu.
  • Ogród przed restauracją Góra Wiatrów
  • Ogród przed restauracją Góra Wiatró

Coraz bliżej Morza!

Opuszczamy krainę jezior, kierując się na zachód. Jesteśmy już coraz bliżej Bałtyku, a przed nami, dosłownie rzut beretem – granica z Obwodem Kaliningradzkim! Aż trudno uwierzyć, że nasza podróż wkrótce dobiegnie końca. Po drodze mijamy złote krajobrazy i rozlewające się pod błękitnym niebem łany pół.
Łany złotych pól na w pobliżu jezior mazurskich.

Wjeżdżamy z powrotem na trasę Green Velo, a Artur na drodze spotyka futrzanego jegomościa, który najchętniej wpakowałby się z nami do sakw i pojechał z nami nad Morze. Od jednego z mieszkańców dowiadujemy się, że ten kociak został podrzucony i ma naturę towarzyskiego przytulasa – co doskonale widać na zdjęciu poniżej.
Ten kociak był przeuroczy! Szkoda, że nie mogliśmy go zabrać z nami.
Ten kociak był przeuroczy! Szkoda, że nie mogliśmy go zabrać ze sobą.

Jak dotarliśmy do Siedliska pod Dębami

Nocleg tego dnia trafił nam się wymarzony. Naprawdę mogliśmy śmiało powiedzieć „Tu jest faktycznie jak w bajce”. I wiecie jak tam dotarliśmy? Zupełnie przypadkowo.
Było to tak, że zatrzymaliśmy się w Barcianach, by poszukać jakiegoś miejsca w okolicy na nocleg. Z numeru podanego w mapach google dodzwoniłam się do jakiejś starszej Pani, która podała mi numer do swojej córki, zajmującej się agroturystyką. Po rozmowie z córką, dowiedziałam się, że pokoje są już zajęte, ale został domek Baba Jagi z materacami i śpiworami. Koszt 30 zł/os. Pomyślałam sobie, że to musi być niezwykle intrygujące miejsce i nawet nie dopytywałam o szczegóły! Bez chwili namysłu, zarezerwowaliśmy nocleg i ruszyliśmy w kierunku Romankowa.
Gospodarstwo agroturystyczne Siedlisko pod Dębami w Romankowie
Gospodarstwo agroturystyczne Siedlisko pod Dębami w Romankowie

Nocleg w domku Baba Jagi

Wcześniej jeszcze zgubiliśmy się w Romankowie i trafiliśmy pod dom sołtysa (który jak się okazało jest rodziną gospodyni agroturystyki). Miły Pan poprowadził nas do Siedliska pod Dębami.
  • Domek Baba Jagi w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami
  • Domek Baba Jagi w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami
Na miejscu zastaliśmy wzorowo prowadzone gospodarstwo agroturystyczne z takim pomysłem, że szczęka opada! Dom obrośnięty winobluszczem w blasku zachodzącego słońca wyglądał nieziemsko. Obok wiata na rowery, zadaszone miejsce z kominkiem, drewniane stoliki i siedzenia przed domkiem, staw a na nim urocza altana. Na nas czekał drewniany domek stojący na balach nazywany chatką Baba Jagi z takim wyposażeniem: materace, śpiwory, czajnik, malutki stolik i broszury z trasami rowerowymi Green Velo. A co było dla mnie największym zaskoczeniem i rozbawiło mnie do łez? Drewniany wychodek, który w środku wyglądał, o dziwo, bardzo luksusowo.
  • Zewnętrzna toaleta i prysznic w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami
    Po prawej prysznic, po lewej toaleta.
  • Zewnętrzna toaleta i prysznic w gospodarstwie agroturystycznym Siedlisko pod Dębami
    Luksusowy wygląd wychodka był niemałym zaskoczeniem!
I wiecie co? Nocleg w Siedlisku Pod Dębami wspominamy do tej pory. Był to jeden z ciekawszych noclegów w naszej podróży. Zachęcam wszystkich, którzy będą w pobliżu Romankowa, by zajrzeć do tego magicznego miejsca. Więcej o tym gospodarstwie przeczytacie w kolejnym artykule, w którym pokażę Wam jak to miejsce wyglądała o świcie.

Rowerami nad Morze I Dzień 8 I Warmia i Mazury

Piątek, 13 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 8.
W ósmym dniu naszej podróży rowerowej nad Morze przekraczamy granicę województwa warmińsko-mazurskiego. Przed nami całkiem nowe krajobrazy. Pofałdowane tereny, jeziora, mazurska architektura, znakomite jedzenie, opuszczone PGRy oraz bociany, bardzo dużo bocianów. Zobaczcie rowerowe Mazury w naszej relacji.
warmia i mazury na rowerze
Przekraczamy granicę województwa warminsko-mazurskiego.

Dzień podróży: 8
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 13.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 89 km
Trasa: Augustów – Kalinowo – Golubie – Chełchy – Stare Juchy – Wydminy


Poniżej 8 dzień podróży. Na pierwszej mapie zaznaczony jest przejechany odcinek w tym dniu na całej trasie, na drugiej – odcinek w przybliżeniu . Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.
  • wyprawa rowerowa nad morze mapa
  • wyprawa rowerowa nad morze mapa

Kierunek Giżycko

Szybka pobudka oraz śniadanie z piekarni w Augustowie i ruszamy dalej. Piękna pogoda zachęca do pedałowania. Z Augustowa szlak Green Velo prowadzi dalej do w stronę Suwałk i Jeziora Wigry. Z braku czasu decydujemy się obrać kierunek na Giżycko. Omijamy główne szosy, często trasa prowadzi przez malownicze szutrowe drogi. Jedziemy wśród pól uprawnych oraz gospodarstw rolnych. Często zdarza się nam spotkać opuszczone domy i zagrody z zarośniętymi podwórkami w szczerym polu.
  • mazury na rowerach
  • mazury na rowerach

Gmina Kalinowo

Po kilkunastu kilometrach przekraczamy granicę województwa warmińsko-mazurskiego. Wjeżdżamy do Kalinowa. Mijamy tutaj kamienny kościół wybudowany w 1924 roku, który początkowo były świątynią ewangelicką, a po drugiej wojnie światowej przemianowano go na polski kościół rzymskokatolicki.
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kalinowie.

Mijamy kolejne mazurskie wsi i male miasteczka. Ze statystyk wynika, że Warmia i Mazury wyludniają się. Od 2011 roku notowany jest znaczący spadek liczby mieszkańców. Niski przyrost naturalny oraz ujemne saldo migracji sprawiają, że tereny te coraz bardziej się wyludniają, a społeczeństwo się starzeje. Młodzi uciekają do Warszawy, za granicę albo do większych miast województwa.

Chełchy – zapomniana wieś

Przejeżdżamy przez wieś Chełchy. Po drodze mijamy stare domy kryte eternitem oraz PGRowskie bloki. Wieś wygląda na zapomnianą. Znajdziemy też tu sklepik oraz stację PKP. Niestety nie zrobiłem tu żadnego zdjęcia, możesz zobaczyć to miejsce na street view tutaj. Stacja ta leży na linii kolejowej nr 41, jednak ruch pasażerski na odcinku Ełk – Olecko zakończył się z wprowadzeniem rozkładu jazdy 2012/2013. Od dawna nie przejechał tędy żaden pociąg osobowy.

Opuszczone PGRy

Po chwili natrafiamy na opuszczone budynki gospodarcze dawnego PGRu. Jest to całkiem spory kompleks budynków z silosami. Dachy powoli zapadają się, a teren zarasta przez krzaki i drzewa.
PGR Chełchy
PGR Chełchy – obraz rozpadu.

Bociani raj

Kilkaset metrów dalej czekało nas niezapomniane widowisko. Rolnik kosił trawę na pobliskiej łące, a okazję na żer znalazły tu bociany. Dużo bocianów! Nadlatywały z każdych stron i urządziły sobie tutaj prawdziwą ucztę. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tylu bocianów na jednej łące.
Bociany - żer
Bociani obiad

Stare Juchy i Gościniec na Wzgórzu – próbujemy lokalnych specjałów

Po drodze mijamy kolejne jeziora: Golubskie, Jachimowo, Straduńskie oraz Łaśmiady. Krajobraz mazurski robi na nas duże wrażenie. Pogoda jest piękna, jednak na niebie zaczęło się pojawiać coraz więcej chmur. Na razie się tym nie przejmujemy. Po kilkudziesięciu kilometrach zaczynamy się robić głodni. Rozpoczęliśmy poszukiwania czegoś dobrego do jedzenia.
mazury na rowerach
Na naszej trasie co chwilę mijamy kolejne jeziora.

Po kilku kilometrach trafiamy na znakomite miejsce! „Gościniec Na Wzgórzu„ w miejscowości Stare Juchy. Nie ma tu wielu stolików, a w porze obiadowej robi się naprawdę tłoczno. Postanowiliśmy poczekać kilkanaście minut na wolny stolik. I było warto! Siadamy przy stole na na werandzie.
Gościniec na Wzgórzu
„Gościniec na Wzgórzu” a obok wieża widokowa.

Po długim namyśle zamawiamy gołąbki z tradycyjną mazurską babką ziemniaczaną oraz lina w sosie koperkowo-śmietanowym. Do tego robione na miejscu piwo oraz podpiwek. Wyglądało to znakomicie, smakowało jeszcze lepiej. Po kilu godzinach pedałowania tego właśnie potrzebowaliśmy. Robiony na miejscu podpiwek gasi pragnienie w upalny dzień i dodaje energii do dalszej drogi. Kolejny raz całkowicie przez przypadek udało nam się trafić na klimatyczne miejsce z wyśmienitą kuchnią.
Lina w sosie koperkowo-śmietanowym - Gościniec Na Wzgórzu menu
Lin w sosie koperkowo-śmietanowym plus nowe ziemniaczki – pycha ????

Gościniec na Wzgórzu” plasuje się w na topowym miejscu jeśli chodzi o jedzenie podczas wyprawy. Mozna powiedzieć, że jest na równi z „Gospodą pod żubrem” w Białowieży.
"Gościniec na Wzgórzu" menu - Gołąbki z z tradycyjną mazurską babką ziemniaczaną
Gołąbki z z tradycyjną mazurską babką ziemniaczaną – jedno z dań w menu „Gościńca na Wzgórzu”
Miejscowy podpiwek

Gmina Stare Juchy – atrakcje

Gmina Stare Juchy to doskonale miejsce do uprawiania aktywnej turystyki przez cały rok (rowerowej, wodnej, pieszej, konnej i sportów zimowych). Na terenie gminy znajdziecie aż 28 jezior. Wieś Stare Juchy należy do najstarszych miejscowości we wschodniej części Mazur. Stąd blisko już do takich atrakcji jak:
  • „Wilczego Szańca” – siedziby Hitlera w Gierłoży k. Kętrzyna
  • Ruin Zamku Krzyżackiego w Ełku,
  • Twierdzy Bouen w Giżycku- Synagogi żydowskiej w Tykocinie,
  • Świętej Lipki – perły polskiego baroku
  • Mazurskiego Parku Krajobrazowego w Krutyniu k/Mikołajek
  • Zabytkowych mostów w Stańczykach
Gościniec na Wzgórzu widok
Widok na „Gościniec na Wzgórzu” z wieży widokowej.

Mazurskie chabry

Stare Juchy – wieża widokowa

Po sytym obiedzie z trudem wdrapujemy się na pobliską wieżę widokową wysoką na 20 metrów. Rozpościera się z niej wspaniały widok. Podziwiamy z niej niezwykłą mazurską panoramę oraz Jezioro Jędzelewo.
Widok na Jezioro Jędzelewo.

Nadciągają ciemne chmury

Po tak obfitym posiłku ciężko było nam się ruszyć z miejsca. Jednak czas naglił, a nad nami zaczęły pojawiać się ciemne chmury. Powoli zaczęliśmy jechać w stronę Giżycka. Jednak w pewnym momencie zagrzmiało i zaczął padać deszcz, który przemienił się w ulewę. Musieliśmy szybko znaleźć jakieś schronienie. Obok drogi stał drewniany domek letniskowy, postanowiliśmy schronić się tam pod dachem. Okazało się, że mieszka tam para turystów z Warszawy, która przyjęła nas bardzo miło. Nad nami rozpętała się burza z ulewą.
wyprawa rowerowa schronienie
Chronimy się przed burzą.

Zmiana planów – kierunek Wydminy

Deszcz powoli ustępował jednak pogoda na dalszą część dnia była niepewna. Małżeństwo z domku letniskowego poleciło nam nocleg w niedalekich Wydminach w „Scorpionie”. Postanawiamy, że jak tylko deszcz całkowicie ustanie, ruszamy do Wydmin. Na szczęście po jakimś czasie przestało padać. Podziękowaliśmy za schronienie i ruszyliśmy dalej, aby po kilku kilometrach zameldować się w „Scorpionie”.

Zostajemy na noc w Skorpionie w Wydminach

Bilard w "Scorpionie".
Bilard w „Scorpionie”.

Nocleg w Scorpionie był jednym z naszych ulubionych. Zdziwicie się, bo miejsce samo w sobie nie było jakieś wyjątkowe. Nie chodziło o luksusy, których tam nie było, ale przez klimat tego miejsca. Czuliśmy się tam jakbyśmy cofnęli się w czasie do lat 90. Humory nam tego dnia dopisywały, więc wieczorem zeszliśmy na dół, by zagrać w bilarda. Porozmawialiśmy też przy barze w miłą właścicielką. Za nocleg zapłaciliśmy 40 zł za osobę. Do dyspozycji mieliśmy też balkon.
Scorpion wydminy
Mazurska noc widziana z balkonuScorpiona.

Tak zakończyliśmy ten dzień. Chociaż nie zrobiliśmy wiele kilometrów, dostarczył nam wiele pozytywnych emocji. A nocą udało nam się zrobić kilka fotek w nocnym klimacie.

Rowerami nad Morze | Dzień 7 | Nad Biebrzą

Czwartek, 12 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 7.

W 7 dniu wyprawy rowerowej nad Morze Bałtyckie przemierzamy Białystok oraz piękną trasę przez Biebrzański Park Narodowy. Po przejechaniu 113 kilometrów kończymy dzień w Augustowie nad Jeziorem Sajno. Zobacz naszą relację z tego dnia.
Spływ Tratwą nad Biebrzą
Spływ tratwą nad Biebrzą

Dzień podróży: 7 (wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 12.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 113 km
Trasa: Białystok – Biebrzański Park Narodowy – Kozińce – Knyszyn – Augustów


Poniżej 7 dzień podróży na mapie. Na pierwszej zaznaczony jest przejechany odcinek w tym dniu na całej trasie nad Morze, na drugiej mapie – odcinek w przybliżeniu . Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.

Śniadanie w Białymstoku

Po szybkim śniadaniu ruszamy dalej. Białystok wita nas pochmurną pogodą. Na początku zatrzymujemy się przy pałacu Branickich. Przepiękna rezydencja magnacka w stylu późnobarokowym określana jest mianem “Wersalu Podlasia”.
Pałac Branickich w Białymstoku
Pałac Branickich w Białymstoku – pierwszy przystanek na trasie.

Niedaleko stąd znajduje się Bazylika Archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wieże Bazyliki górują nad miastem. Kierujemy się w stronę Rynku Kościuszki i obserwujemy budzące się do życia miasto. Na deser zatrzymujemy się w kawiarni “Francja Elegancja”.
  • Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
  • Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
wyprawa nad morze białystok
Zamawiamy pyszną kawę z dripa i sernik nowojorski. Beata skusiła się na zielonego szejka. Przy kasie Pani pyta nas: “Co dla Państwa podać?” Przypomniałem sobie od razu, że jesteśmy w stolicy Podlasia ???? Pełni energii ruszamy w dalszą drogę. Cel? Biebrzański Park Narodowy.
  • wyprawa nad morze białystok

Zielona kraina w Biebrzańskim Parku Narodowym

Do Biebrzańskiego Parku Narodowego docieramy po kilku godzinach pedałowania. Biegnie tam przeurocza szutrowa trasa. Robimy sobie postój nad Biebrzą i obserwujemy tutejszą przyrodę. Co jakiś czas mijają nas tratwy z turystami. Podoba nam się ten sposób zwiedzania Parku. Musimy tu kiedy przyjechać na kajaki!
Biebrza rowerem
Zielona przystań nad Biebrzą.
Trasa biegnie wzdłuż rzecznych szuwarów. Mogliśmy tam odetchnąć pełną piersią, a otaczająca zieleń pozwoliła zapomnieć, że był to już 7 dzień naszej wędrówki i nogi (nie tylko) powoli zaczęły odczuwać trudy wędrówki. Biebrzański Park Narodowy to także ostoja wielu gatunków ptaków i ssaków. Chyba najbardziej znanym tutejszym ssakiem jest Łoś, nam nie udało się go spotkać. Może następnym razem?
Biebrzański Park Narodowy
Biebrzański Park Narodowy.

Nad Biebrzą zaczęły zbierać się czarne chmury. Postanowiliśmy zatrzymać się na najbliższym MORze. Był to dobry pomysł, gdyż za jakiś czas zaczęło padać. Na szczęście po kilkunastu minutach ulewa się skończyła, a wiatr rozwiał czarne chmury nad Parkiem Narodowym. A my po krótkim wypoczynku ruszyliśmy dalej przez podlaskie wioski.
Przeczekujemy ulewę na MORze.

W drodze do Augustowa

Celem naszej wędrówki był Augustów. Po kilku przygodach z nawigacją i zaliczeniu leśnych ścieżek (warto trzymać się tutaj trasy Green Velo) docieramy do Augustowa. Oglądamy tutaj kanał Augustowski. Na nocleg zatrzymujemy się na polu namiotowym nad Jeziorem Sajno. Nie był to nasz ulubiony nocleg ponieważ żeby tam dotrzeć musieliśmy cofnąć się na naszej trasie, a samo jezioro nie powaliło nas swoim urokiem. Może to przez pochmurną pogodę? Pole namiotowe “Królowa Woda. Ośrodek wypoczynkowy” ma swoisty klimat dawnych czasów. Zjedliśmy kolację w bufecie, szybki prysznic i do spania. Przez całą noc dość mocno padało. A my zastanawialiśmy się jakie przygody czekają nas następnego dnia…

Rowerami nad Morze I Dzień 6 I Przystanek Białowieża

Środa, 11 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 6.
W dużym skrócie – dzień szósty był dla nas bardzo pomyślny, a Białowieża widziana z dwóch kółek to coś pięknego! Tak szczerze, to po ostatnim dniu, w którym walczyliśmy z brukiem i innymi niedogodnościami, byliśmy bardzo ciekawi Białowieskiego Parku Narodowego. Ten odcinek łączył w sobie wypoczynek i dużą dawkę sportu, dlatego zaliczamy go do naszych ulubionych w wyprawie rowerowej z sakwami nad Morze. Spójrzcie na relację ze zdjęciami, która (mam nadzieję) pokazuje to, jak dobrze bawiliśmy się w tym dniu. Na domiar wszystkiego, był to jeden z lepszych dni jeśli chodzi o ilość przejechanych kilometrów – udało nam się zrobić 122 km.
Trasa Green Velo  - jesteśmy Białowieży
Na powyższym zdjęciu Artur pokazuje miejsce, w którym się znaleźliśmy. Zamieszczam je specjalnie – ponieważ wtedy uświadomiłam sobie, że wyjeżdżając z Rzeszowa, mamy już niezły kawał rogi za sobą.

Dzień podróży: 6
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJData: 11.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 122 km
Trasa: Dubicze Cerkiewne – Hajnówka – Białowieża – Zabłudów – Białystok

Powyżej zamieszczam 2 mapki: pierwszą z trasą z 6 dnia podróży, drugą z zaznaczonym odcinkiem w kontekście całej wyprawy. Dokładną trasę znajdziecie TUTAJ.
Trasy rowerowe w Białowieży

Zielona trasa rowerowa przez Puszczę Białowieską

Po krótkim noclegu w Bachmatówce, doładowani śniadaniem w Hajnówce, zwiększyliśmy tempo, by jak najszybciej znaleźć się w Białowieży. Jazda wśród szumiącego lasu pełnego zieleni i naturalnych zapachów, doładowała nasze akumulatory. Szybko dotarliśmy do Rezerwatu Pokazowego Żubrów.

Rezerwat Pokazowy Żubrów

Rezerwat Pokazowy Żubrów to nie tylko zwierzęta, które żyją w warunkach zbliżonych do naturalnych, ale też miejsce edukacyjne. W zmodernizowanym budynku Rezerwatu, przed wejściem na otwartą przestrzeń, czeka na Was mnóstwo informacji o historii żubrów, o ich liczebności na świecie, miejscach wstępowania itp. Wszystko podane w nowoczesnej, multimedialnej formie, która przyciąga dorosłych i dzieci.
W Rezerwacie możecie zobaczy oprócz żubrów takie zwierzęta jak: koniki polskie typu tarpana, łosie, jelenie, sarny, dziki, żubronie (krzyżówka żubra z bydłem domowym), wilki i ryś. Dla mnie najmilsze były jelenie, Artur zaś zachwycał się rysiem ukrytym przed turystami w korze drzewa.
Żubroń w Rezerwacie Pokazowym Żubrów
Żubroń

Rezerwat Pokazowy Żubrów

Ryś w Rezerwacie Pokazowym Żubrów
Ukryty w pniu drzewa ryś

Dziczyzna w lesie – dziczyzna na talerzu. Obiad w Białowieży

Przed porządnym obiadem skoczyliśmy na coś do picia do Bike Cafe – ja wybrałam cydr, Artur RISA z Browaru Markowego. Tuż obok, w Gospodzie pod Żubrem znaleźliśmy wolny stolik, by zjeść coś lokalnego.
  • Bike Cafe w Białowieży
  • Bike Cafe w Białowieży
Gospoda pod Żubrem idealnie wpisywała się w leśny klimat, który nas otaczał. A skoro już byliśmy w Białowieży, postanowiliśmy postawić na obiad iście królewski, w końcu zostało nam jeszcze sporo kilometrów do Białegostoku. Na obiad wybrałam gulasz z jelenia, podawany z kopytami i zestawem surówek. Do tego wybrałam kwas chlebowy, który był prawie tak wyborny jak danie główne. Dziczyzna w Białowieży to bezsprzecznie top 1, jeśli chodzi o kulinarne specjały rowerowego tripu.
  • Gospoda Pod Żubrem w Białowieży
  • Gospoda Pod Żubrem w Białowieży
Gulasz z jelenia, podawany z kopytami i zestawem surówek w Gospodzie pod Żubrem.

Jedziemy dalej! Kierunek Białystok

Po tak pysznym obiedzie ciężko było się ruszyć! A przed nami jeszcze 60 km w kierunku Białegostoku, więc musieliśmy nieco przyśpieszyć, by przed nocą dotrzeć do miasta. Po drodze mijaliśmy bardzo dużo miejsc noclegowych i ośrodków agroturystycznych, w tym bardzo atrakcyjnie wyglądające Białowieskie Sioło, na które składało się kilka zdobionych chat. Niestety nie udało nam się tam zajrzeć.
Podlasie zachwyca również architekturą sakralną– a szczególnie kolorowymi cerkwiami, które na tle sielskiego krajobrazu wyglądają bajecznie. Te dwie udało nam się sfotografować. Niebieską – pw. Zaśnięcia Matki Bożej w Dubinach oraz zieloną – św. Michała Archanioła w Trzaściance.
Cerkiew pw. Zaśnięcia Matki Bożej w Dubinach
Cerkiew św. Michała Archanioła w Trzaściance.
Zanim dotarliśmy do Białegostoku, na swojej drodze spotkaliśmy takie zapierające dech w piękne widoki jak ten poniżej. Uroczy mostek nad Narwią, który był dla nas miłym zaskoczeniem, bo powiem Wam – że im bliżej byliśmy celu – tym większe zmęczenie dawało się nam we znaki.
Nad Narwią - przeprawa rowerem na trasie Green Velo
Jesteśmy nad Narwią

Na szczęście cali i zdrowi dotarliśmy do hostelu w Białymstoku, który znaleźliśmy na airbnb.com. Zmęczeni padliśmy na łóżka, by w następny dzień zwiedzać Białystok i kierować się na Augustów. Ale o tym już w kolejnym wpisie.

Rowerami nad Morze | Dzień 5 | Zabużańskie klimaty

Wtorek, 10 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 5.
Dzień 5 przyniósł nam wiele niespodziewanych przygód. Zamknięta przeprawa przez Bug na odcinku Green Velo, 10 kilometrowy odcinek po bruku. Dzięki tym „atrakcjom” udało się nam przejechać tego dnia tylko 93 kilometry, był to jeden z najbardziej męczących odcinków na trasie.
MOR Gnojno
MOR Gnojno

Dzień podróży: 5
(wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 10.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 93 km
Trasa: Janów Podlaski – Gnojno – Kleszczele – Dubicze Cerkiewne


Poniżej 5 dzień podróży na mapie. Na pierwszej zaznaczony jest przejechany odcinek w tym dniu na całej trasie nad Morze, na drugiej mapie – odcinek w przybliżeniu . Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.
  • wyprawa nad morze dzień 5
  • wyprawa nad morze mapa

Przystanek Green Velo MOR Gnojno – zamknięta przeprawa przez Bug

Po relaksującej nocy w agroturystyce u Państwa Maksymiuków ruszyliśmy na trasę. Po kilkunastu kilometrach na odcinku Green Velo docieramy do Gnojna, zatrzymujemy się tam w sklepiku w którym czas zatrzymał się w PRLu. Zrobiliśmy małe zakupy i ruszyliśmy w stronę przeprawy na Bugu – zaraz obok znajduje się MOR. Po dotarciu na miejsce okazało się, że przeprawa promowa jest zamknięta z powodu niskiego poziomu wody na Bugu. Oznaczało to dla nas dodatkowe kilometry.

Przeprawa promowa Mielnik Przedmieście – Zabuże

Z Gnojna ruszyliśmy w stronę przeprawy promowej Mielnik Przedmieście – Zabuże. Na miejscu zastaliśmy czekające samochody, pieszych i rowerzystów. Prom wracał już z drugiego brzegu, więc nie musieliśmy długo czekać. Okazało się, że napędzany jest siłą mięśni dwóch miłych panów, którzy chętnie opowiedzą o lokalnych atrakcjach. Zapakowaliśmy się na pokład i po kilku minutach byliśmy już na drugim brzegu Bugu. Była to dla nas niemała atrakcja, pierwszy raz przeprawialiśmy się w ten sposób przez rzekę.
Przeprawa promowa Mielnik Przedmieście - Zabuże
Przeprawiamy się przez Bug.

Zabużańskie klimaty

Za przeprawą w Zabużu popełniliśmy mały błąd, zamiast kierować się szlakiem Green Velo w stronę Szumiłówki, skręciliśmy na wschód w stronę wsi Tymianka. Okazało się potem, że ta decyzja nie była najlepsza. Ale o tym później. Na razie jechaliśmy przez lasy asfaltową drogą, mijaliśmy też zapomniane przygraniczne wioski. Dużo tu było drewnianych chat i ludzi pamiętających dawne czasy. W miejscowości Adamowo-Zastawa skręcamy na północ.
Bug przeprawa
Zieleń na Bugu.

Telatycze – Kaplica w środku lasu

W drodze przez lasy nadleśnictwa Nurzec naszą uwagę zwróciła kaplica stojąca niedaleko drogi. Postanowiliśmy się zatrzymać. Okazuję się, że historia Telatycz sięga XV wieku. Już wtedy istniała tutaj posiadłość ziemska. W drugiej połowie XIX wieku właścicielką dóbr w Telatyczach została hrabina Maria Potocka. To ona ufundowała tutejszą kaplicę jako wotum, aby zahamować pomór bydła w swoich majątkach. Obecnie znajdują się tu prawosławne ikony jak i katolickie krzyże.
  • kaplica w Telatyczach
    Wnętrze
  • Telatycze kaplica
    Kaplica w Telatyczach

Wieś Tymianka – obwoźny sklep i rozmowy na ławeczce

Cały czas otaczają nas sielskie klimaty zabużańskich wsi rodem z filmu „U Pana Boga za piecem”. Powoli docieramy do wsi Tymianka, gdzie czas się zatrzymał. Widać, że mieszkającym tu głównie starszym osobom się nie przelewa. Postanowiliśmy zrobić sobie tutaj przerwę na ławeczce obok drewnianej chaty. Po chwili wyszła do nas starsza Pani i poczęstowała nas pysznymi jabłkami ze swojego ogrodu, porozmawialiśmy z nią. Okazało się, że mieszka tu już ponad 80 lat, jej dzieci wyjechały. Pytała nas skąd jedziemy i co chcemy tu zobaczyć, przecież tu nic nie ma! Po chwili podjechał do nas Pan z obwoźnym sklepem mięsnym! Postanowiłem więc kupić kilka kabanosów. W promieniu 10 kilometrów nie znajdziecie tam żadnych sklepów, warto więc zaopatrzyć się wcześniej.
wieś Tymianka
Obwoźny sklep w Tymiance i rozmowy na ławeczce

Brukiem w stronę Milejczyc

W Tymiance debatowaliśmy chwilę jaką drogą dotrzeć do Kleszczeli. Postanowiliśmy wybrać „skrót” biegnący polną drogą, który robił się coraz bardziej piaszczysty. Po chwili spotkaliśmy traktorzystę wracającego z pola. Powiedział nam, że dalej są coraz gorsze piaski i ciężko nam będzie jechać, lepiej nam będzie jechać drogą w kierunku Milejczyc. Ruszyliśmy więc. Droga była lepsza od piasków ale… Był to bruk pamiętający zamierzchłe czasy. Na kocich łbach podskakiwały nam rowery z sakwami, a my poruszaliśmy się w żółwim tempie, ale nie było już odwrotu, musieliśmy dotrzeć do normalnej drogi w Milejczycach. W Nurzcu mieliśmy możliwość odbić na szlak Green Velo, jednak nawierzchnia tamtej drogi nie była wcale lepsza. W ten oto sposób po 11 kilometrach tortur dotarliśmy do asfaltowej drogi w Milejczycach.
  • brukowa droga
    Brukowa droga
  • brukowa droga
    Jeszcze 5km!

„Zajazd u Jana” i Zalew Bachmaty

Po ciężkim odcinku zrobiliśmy się bardzo głodni, jednak w Kleszczelach nie znaleźliśmy nic dobrego do jedzenia. Uzupełniliśmy zapasy wody i ruszyliśmy dalej. 10 kilometrów dalej w Dubiczach Cerkiewnych znajdujemy „Zajazd u Jana”. Zaskoczył nas wybór regionalnych dań oraz piwo kraftowe z Browaru Markowego w lodówce. Zamówiliśmy barszcz ukraiński oraz klecki rodzaj pyz faszerowanych mięsem.
  • barszcz ukraiński
  • klecki
Zmęczeni po przygodach dnia postanowiliśmy zarezerwować nocleg nad pobliskim zalewem w „Bachmatówce„. Dwu-osobowy pokój z prysznicem, tego nam było trzeba. Cena wynosiła 80 zł za noc.
Bachmatówka
Bachmatówka – przyjemny nocleg nad zalewem.

Browar Markowy – degustacja nad zalewem

Na koniec dnia postanowiliśmy zdegustować dwa piwa z Browaru Markowego, warzonego w niedalekiej Hajnówce. „Wilczy Szlak” to całkiem udane piwko w stylu American India Pale Ale, intensywnie chmielone amerykańskimi chmielami na aromat i goryczkę. Drugi w kolejce był „Kornik” czyli Pale Ale z dodatkiem igieł świerku, zapach lasu i żywiczność była w nim naprawdę wyczuwalna! W Białowieży w Bike Cafe udało mi się spróbować ich najmocniejszego i najbardziej treściwego piwa – RISa „Carskiego”. Ale to już inna opowieść…
  • browar markowy
    „szkło degustacyjne” musi być
  • kornik i wilczy szlak
    Wilczy szlak i Kornik

Rowerami nad Morze | Dzień 4 I Szlakiem wschodnim

Poniedziałek, 9 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 4.
Dzień, w którym przejechaliśmy 120 kilometrów na naszej trasie Rzeszów-Bałtyk. Piękna trasa wzdłuż Bugu, leniwe krajobrazy, mieszanka przygranicznych kultur w Sławatyczach, wizyta w Kostomłotach i zaskakujący Janów Podlaski. Wszystkie nasze trudy, dopełnił nocleg w gospodarstwie agroturystycznym.

Dzień podróży: 4 (wcześniejszy dzień podróży opisany jest TUTAJ)
Data: 09.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 120 km
Trasa: Jezioro Białe (Okuninka, Włodawa, Szuminka, Różanka, Pawluki, Hanna, Sławatyczne, Liszna, Szostaki, Kodeń, Kostomłoty, Michalków, Terespol, Koroszczyn, Krzyczew, Zaczopki, Błonie, Werchliś, Janów Podlaski, Nowy Pawłów

Poniżej 4 dzień podróży na mapie. Na pierwszej zaznaczyłam przejechany odcinek w tym dniu na całej trasie nad Morze, na drugiej mapie – odcinek w przybliżeniu . Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat tej trasy zajrzyjcie TUTAJ.
  • wyprawa nad morze z rzeszowa
  • wyprawa nad morze z rzeszowa

Różanka nad Bugiem

Ten dzień był jednym z dni, które na naszej trasie Rzeszów-Morze Bałtyckie można nazwać bezproblemowym i na pełnym luzie. Po pierwsze – praktycznie cała trasa przebiegała przez tereny płaskie (jechaliśmy głównie szlakiem GreenVelo), po drugie, nie próbowaliśmy też zbaczać i jechać na skróty (co często się źle dla nas kończyło).
Widok z wieży widokowej w Różance na kościół św. Augustyna
Widok z wieży widokowej w Różance na kościół św. Augustyna

Pierwszym przystankiem na naszej trasie była Włodawa – tam tylko zjedliśmy śniadanie po naszym noclegu nad Jeziorem Białym i ruszyliśmy dalej. Później, kierując się przydrożnymi drogowskazami, zahaczyliśmy jeszcze o Różankę nad Bugiem. Zachęcił nas do tego wjazd do wsi (niegdyś miasta magnackiego) usłany aleją starych drzew. Przejeżdżając przez wnękę w ruinach folwarku (szkoda, że są w tak opłakanym stanie) dotarliśmy na miejsce. Wieś bardzo osobliwa. Na jej terenie znajdują się m.in: pozostałości po pałacu, park, kościół św. Augustyna i wieża widokowa. Spokój, cisza, czuć bliskość z naturą. Artur jak się tylko dowiedział, że jest tam wieża widokowa, od razu ruszył w jej stronę. Tam też zrobiliśmy krótką przerwę.

Przystanek – Sławatycze

Po Różance przyszedł czas na Sławatycze. Jak wyglądają Sławatycze oczami rowerzysty? To wieś, którą bardzo dobrze charakteryzuje mural znajdujący się na zdjęciu poniżej. Mieszankę religii pogranicza prezentują najlepiej dwa architektoniczne symbole. Na rynku stoi murowana cerkiew prawosławna pod wezwaniem Opieki Matki Bożej, a naprzeciwko niej – kościół pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej.
Pamiątkowe zdjęcie przed muralem w Sławatyczach.
Pamiątkowe zdjęcie przed muralem w Sławatyczach.

Kostołmoty – jedyna w Polsce neounicka parafia i sanktuarium unitów podlaskich

Kilkanaście kilometrów przed Terespolem czekał na nas zabytek, który znalazł się na naszej liście podróżniczej – Kostomłoty. To miejsce unikatowe na skalę Polski i świata, nie tylko ze względu na zabytkową cerkiew z ikoną jej patrona św. Nikity Męczennika. To właśnie w tym miejscu przez wiele lat neounici walczyli o swoją tożsamość religijną, dzięki czemu ich tradycje przetrwały do dziś. O historii neounitów podlaskich oraz ich heroicznej walce możecie przeczytać TUTAJ. Ja tymczasem pokażę Wam jak to miejsce wyglądało z naszej perspektywy, podczas czwartego dnia podróży rowerowej nad Morze Bałtyckie.
wyprawa nad morze z rzeszowa
Detale – krzyż znajdujący się na najwyższej z kopuł przy kaplicy Chrztu Pańskiego.

Kaplica Chrztu Pańskiego znajdująca się na parkingu naprzeciwko cerkwi, zbudowana jest z kamienia i uwieńczona pięcioma złotymi kopułami.
Kaplica Chrztu Pańskiego znajdująca się na parkingu naprzeciwko cerkwi, zbudowana jest z kamienia i uwieńczona pięcioma złotymi kopułami.

 W środku kaplicy znajduje się polichromia ze sceną Chrztu Chrystusa. W środku jest źródło wody, ujęte w formę studni.
W środku kaplicy znajduje się polichromia ze sceną Chrztu Chrystusa. W środku jest źródło wody, ujęte w formę studni.

Kostomłoty parafia
Zabytki znajdujące się na terenie parafii w Kostomłotach.

Kostomłoty parafia

Kostomłoty - cerkiew w środku
Kostomłoty – cerkiew w środku

Kostomłoty - detale we wnętrzu cerkwi
Kostomłoty – detale we wnętrzu cerkwi

Dotarliśmy do przejścia granicznego z Białorusią w Terespolu. Dopiero wtedy przyszło nam na myśl, że mogliśmy wziąć ze sobą paszporty i zahaczyć jeszcze o Brześć. Mielibyśmy dodatkową rozrywkę i wydłużoną wycieczkę. Niestety bez dokumentów nic nie mogliśmy zrobić! To dla nas nauczka, by na kolejny trip zabrać też paszporty, bo nigdy nie wiadomo, co spotka nas podczas kolejnej wycieczki!
Terespol - przejście graniczne
Jesteśmy w Terespolu, mijamy przejście graniczne

Z dziennika podróży: Ostatnie kilometry do Terespola strasznie nam się dłużyły, a to dlatego, że Artur w Kostomłotach znalazł dobrą restaurację, i nawet zdradził, co jest daniem dnia. A byliśmy już bardzo głodni! Właściwie to nadal jesteśmy, bo notuję przed podaniem jedzenia w restauracji Galeria Smaków. Artur zamówił devolaya z ryżem i marchewką, a do tego chleb ze smalcem (żeby przekąsić coś na szybko). Ja dzisiaj obiad bez mięsa – standardowo pierogi ruskie z surówką, a do tego dla ochłody – sorbet tropikalny. W tle leci muzyka, jest to chyba Nora Johnes. Za chwilę dostaniemy też piwko Nadbużańskie – ciemne i whisky lager.
Galeria Smaków Terespol - piwo Nadbużańskie
Degustujemy piwo Nadbużańskie

Przed obiadem- coś na ząb. Chleb ze smalcem i małosolnymi ogórkami!
Przed obiadem – coś na ząb. Chleb ze smalcem i małosolnymi ogórkami! Arturowi bardzo smakowało!

Koktajl w Galerii Smaków - Terespol
Coś dla ochłody – sorbet tropikalny w restauracji Galeria Smaków w Terespolu

Po tak sytym obiedzie ciężko było nam się ruszyć z Terespola! Ale jak już ruszyliśmy, to pędziliśmy co sił w nogach, aż… dotarliśmy do Janowa Podlaskiego. W związku z tym, że nocleg mieliśmy oddalony o kilka kilometrów od osady, nie zabawiliśmy tam długo. Udało nam się tylko zobaczyć piękny Zamek, który robi piorunujące wrażenie! Robiło się już późno, i do naszego noclegu dotarliśmy po godz. 19:00.
Trasa z Terespola do Janowa Podlaskiego
Tak wyglądała nasza trasa z Terespola do Janowa Podlaskiego – prosta, mało wymagając droga. Można pruć!

Trasa z Terespola do Janowa Podlaskiego
No to jedziemy!

Nowy Pawłów – nocleg w gospodarstwie agroturystycznym

Nasz dzień na rowerach dobiegł końca. Znaleźliśmy nocleg doskonały w gospodarstwie agroturystycznym Beaty i Jerzego Maksymiuków. Spokojne, zaciszne miejsce, bardzo dobry przystanek dla rowerzystów. Tak się złożyło, że byliśmy jedynymi gośćmi tej nocy. Z tyłu gospodarstwa znajdowała się zagroda i piękne konie, o czym poinformowała nas przy kwaterowaniu gospodyni. Po małym odpoczynku i prysznicu poszliśmy oglądać zakątki tego miejsca. Dla nas, zmęczonych podróżników ten nocleg był idealny!
P.S. W tym dniu pobiliśmy rekord przejechanych kilometrów. To był dla nas zdecydowanie dobry dzień z mało uciążliwą trasą. Przejechaliśmy ponad 120 km.
Gospodarstwo agroturystyczne Państwa Maksymiuków w Nowym Pawłowie
Gospodarstwo przyjazne rowerzystom. Zaciszne miejsce, komfortowe warunki i miła atmosfera.

Gospodarstwo agroturystyczne Państwa Maksymiuków w Nowym Pawłowie
To tylko część ogrodów gospodyni – wokół kwiatów i zieleni znajdowało się oczko wodne.

Gospodarstwo agroturystyczne Państwa Maksymiuków w Nowym Pawłowie
Żółte symbole lata w ogrodzie u Pani Beaty Maksymiuk.

Gospodarstwo agroturystyczne Państwa Maksymiuków w Nowym Pawłowie
Ledwie co zdążyliśmy zobaczyć hodowlę koni! Chwilę później zwierzęta zostały zagonione do stajni.

Nowy Pawłów - hodowla koni w gospodarstwie Państwa Maksymiuków
Taką odmianę koni udało nam się wypatrzeć w gospodarstwie agroturystycznym u Państwa Maksymiuków.

Rowerami nad Morze | Dzień 3 I Chełm, Sobibór, Jezioro Białe

Niedziela, 8 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 3.
Trzeci dzień na rowerach to dzień pełen atrakcji. Nie zabrakło dużego wysiłku podczas wjazdu na górki przed Chełmem, tysięcy spalonych kalorii, miłego relaksu dla zmęczonych ciał w Parku Wodnym, ale i odwiedzin miejsc, które z historycznego i kulturalnego punktu były na naszej liście MUST HAVE. Zobaczcie, co wniósł do naszej podróży trzeci dzień na rowerach!
wyprawa nad morze

Dzień podróży: 3
Data: 08.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 109
Trasa: Skierbieszów, Majdan Skierbieszowski, Drewniki, Wólka Kraśniczyńska, Kozienic, Zagroda, Stare Depułtycze, Stare Depułtycze, Pokrówka, Chełm, Nowiny, Majdanek, Leśniczówka, Siedliszcze, Uhrusk, Wola Uhruska, Zbereźe, Sobibór, Żłobek, Jezioro Białe (Okuninka).

A oto jak wygląda nasz 3 dzień podróży. Dołączam mapki – pierwszą ukazującą dokładną trasę oraz drugą z tym, jak ten odcinek prezentuje się na całym tripie Rzeszów- Bałtyk. Szczegóły trasy znajdziecie TUTAJ.
Wracając do wpisów z dziennika z podróży, tak opisałam w nim nasz poranek tego dnia:
Wstaliśmy rano, zjedliśmy kanapki, które zostały nam z dnia poprzedniego, złożyliśmy namiot i wyruszyliśmy w trasę po godz. 7:00. Trasa do Chełma nie była taka prosta, czekały na nas podjazdy i dłuuugie zjazdy. Pejzaż malowniczy, typowo rolniczy.
Trasa ze Skierbieszowa w kierunku Chełma była naprawdę ciekawa! Była to akurat niedziela, więc na trasie nie było dużego ruchu. Pierwsza część przebiegała drogami krajowymi, gdzie było sporo podjazdów i zjazdów wśród lasów i łąk, później wjechaliśmy na trasę Green Velo, wiodącą przez opustoszałe wioski. To co nam się najbardziej podobało na odcinku Skierbieszów-Chełm to panoramiczny krajobraz: rozlewające się łany zbóż, kwitnące maki i roślinność typowa dla tej roku: lata.
Dojechaliśmy do Chełma przeraźliwie głodni. Szybko zorientowaliśmy się, że wszystkie sklepy w tym dniu są zamknięte, a to dlatego, że była to niedziela i do tego niedziela niehandlowa. Musieliśmy sobie jakoś poradzić, wiedząc, że czeka nas intensywny dzień oraz główna atrakcja Chełma – Chełmski Park Wodny. Musieliśmy coś zjeść. Jedynym, niezawodnym miejscem okazał się dla nas przystanek Stop Cafe na stacji Orlen. Jak myślicie co zjedliśmy? Oczywiście hot dogi wersja maxi, a do tego duża porcja kawy. Po szybko spożytym śniadaniu dojechaliśmy do długo wyczekiwanej pływalni. Tam według ustaleń z drugiego dnia podróży – mieliśmy wziąć porządny prysznic i zregenerować się po nie najlepiej przespanej nocy w namiocie. Była to dla nas atrakcja za free, ponieważ posiadaliśmy aktualne karty Multisport, które mogliśmy wykorzystać na niemal każdej pływalni w Polsce.

Czas relaksu i wytchnienia – Chełmski Park Wodny

Tak z zewnątrz wyglądała pływalnia, w środku wyglądała jeszcze lepiej: duża, przestronna powierzchnia, z masą atrakcji dla dorosłych i dzieci. Takiego relaksu potrzebowaliśmy!
Chełmski Park Wodny - budynek z zewnątrz
Chełmski Park Wodny – budynek z zewnątrz

Chełmski Park Wodny
Chełmski Park Wodny – widok na przeszklenia od strony recepcji

W Chełmskim Parku Wodnym narobiliśmy trochę ambarasu, chociaż chcieliśmy tam przemknąć niepostrzeżenie. Po pierwsze dlatego, że nie wyglądaliśmy super świeżo po nocy spędzonej w namiocie (mieliśmy też lekko brudne klapki, z których wypadały resztki przyczepionej trawy), a po drugie, że władowaliśmy się tam ze stertą pakunków, których nie mogliśmy zostawić przy rowerach, ani zabrać ich ze sobą do szatani wewnątrz pływali. Jedyne co mogliśmy zrobić to zapakować wszystko do szafek przed wejściem. Niestety to nie wchodziło w grę, bo dostępne szafki nie pomieściłyby naszych rzeczy, a dokładnie: namiotu, śpiworów, 4 dużych sakw i plecaków. Myślę, że wyglądaliśmy tam, wśród odwiedzających pływalnię, jak obładowani podróżnicy, którzy pomylili miejsca. Pakunki zostawiliśmy przed szafkami – na własną odpowiedzialność (byliśmy spokojni, bo był tam monitoring) i ruszyliśmy na pływalnię. To było coś pięknego! Po pierwsze – kontakt z wodą i porządny prysznic, po drugie park wodny, który był jednym z najbardziej nowoczesnych pływalni w jakich miałam okazję być. Strefa saun, strefa relaksu, strefa dla rodziców z dziećmi. Można też było poopalać się na tarasie. My nie chcieliśmy się zbytnio przemęczać i wybraliśmy relaks w jaccuzi. Pływalnię oceniamy na 5+. Było tam doskonale!

Sanktuarium Maryjne na Górze Chełmskiej

Sanktuarium Maryjne na Górze Chełmskiej

Sanktuarium Maryjne na Górze Chełmskiej

Jednym z symboli miasta Chełm jest Bazylika znajdująca się na niewielkim wzgórzu. Warto ją zobaczyć – robi wrażenie nie tylko swoją majestatyczną formą architektoniczną, ale też zachwyca swoim pięknym, jasnym wnętrzem ze złoceniami oraz cudownym obrazem Matki Bożej w ołtarzu głównym. Wstąpiliśmy do Bazyliki na modlitwę tylko na chwilę, nie byliśmy odpowiednio ubrani, by zostać tam dłużej.
Po naszej wizycie w Chełmskim Parku Wodnym zjedliśmy niedzielny obiad z prawdziwego zdarzenia w restauracji i pizzeri „Kozak” przy ul. Reformackiej. Ten zestaw dnia bardzo nam smakował, zwłaszcza, że obiad jedliśmy na świeżym powietrzu w ogródku mieszczącym się przy restauracji.
restauracja "Kozak" przy ul. Reformackiej
Tradycyjnie w niedzielę na pierwsze danie – rosół!

restauracja "Kozak" przy ul. Reformackiej
Na drugie – ziemniaki, zestaw surówek i polędwiczki z kurczaka faszerowane warzywami – pychota!

Tak objedzeni zwiedziliśmy chełmską starówkę, która nie zrobiła na nas wrażenia i ruszyliśmy w dalszą drogę. Musieliśmy trochę przyśpieszyć, bo w Chełmie zabawiliśmy wyjątkowo długo. Opuściliśmy miasto i znaleźliśmy się na prawdziwym „Dzikimi Wschodzie”, pełen wiosen na pół żywych, na pół opuszczonych. Taki widok starych, opuszczonych i zaniedbanych chat, w których kiedyś toczyło się życie, dawał dużo do myślenia. Prawdopodobnie tak będzie wygląda większość polskich wiosek oddalonych od miast.
W trzecim dniu naszej wycieczki znaleźliśmy się w przepięknej krainie nad Bugiem.

Sobiborski Park Krajobrazowy

Jadąc trasami rowerowymi biegnącymi przez Parki Krajobrazowe niezaprzeczalnie czuć energię płynącą z natury. Tak też było tutaj – w Sobiborskim Parku Krajobrazowym. W takich miejscach zdarzało nam się przemierzać dziesiątki kilometrów nie odzywając się do siebie. Nie to, żebym strzeliła jakiegoś focha, czy coś w tym rodzaju. Po prostu – zapach żywicy, delikatne podmuchy wiatru, cień który dawały drzewa, jakaś niezaprzeczalna aura, która sprzyjała kontemplacji i wyciszeniu. Mam nadzieję, że wiecie o czym piszę, i że Wam też to się kiedyś przytrafiło.
Sobibór - niemiecki nazistowski obóz zagłady
Miejsce pamięci dawnego obozu zagłady w Sobiborze – aleja usłana kamieniami, do których przymocowane były tabliczki z informacją o ofiarach. Cicho, smutno, tylko powiew drzew dawał znać o sobie.

Miejsce pamięci dawnego obozu zagłady w Sobiborze

To było dla nas ogromne przeżycie – zobaczyć to miejsce – były obóz zagłady w Sobiborze. Wioska w środku lasu. Do najbliższego miejsca, w którym można cokolwiek kupić jest obecnie jakieś 15-20 km. Tak jest teraz, a jak to miejsce wyglądało w latach wojennych? Ucieczka z więzienia otoczonego kilometrami leśnej zieleni była praktycznie niemożliwa.
Sobibór - niemiecki nazistowski obóz zagłady
Aleję pamięci kończy usypany z białych kamieni kopiec.

Podczas naszego pobytu mogliśmy zobaczyć aleję usłaną kamieniami. Na każdym z nim znajdowała się adnotacja o osobach lub całych rodzinach, które zginęły w Sobiborze od marca 1942 r. do października 1943 r (Niemcy wymordowali tu około 170 tys.). Alejka kończyła się tablicą pamiątkową. Na samym końcu tego szlaku pamięci – usypano z białego kamienia symboliczne wzniesienia. W trakcie naszego pobytu (lipiec 2018) trwały tam też prace nad budową muzeum.

Jezioro Białe – nocleg na polu namiotowym

Kolejna noc w namiocie – tym razem w bardziej cywilizowanych warunkach – na polu namiotowym wśród kamperów, letników i rodzin z dziećmi. Na szczęście mieliśmy kilka kroków do pięknych widoków oraz punktów z jedzeniem! Rozłożyliśmy namiot i udaliśmy się na kameralne molo pooglądać zachód słońca i samotnego pana w łodzi. Wzięłam też swój dziennik, by zanotować wspomnienia z tego dnia. Ostatnie zdanie jakie udało mi się zanotować to Zrobiliśmy dzisiaj 109 km. Całkiem nieźle jak na 3 dzień podróży.
jezioro Białe zachód słońca
Zachód słońca nad Jeziorem Białym

jezioro Białe zachód słońca

Rowerami nad Morze | Dzień 2 I Roztocze i Zamość

Sobota, 7 lipca 2018 · Komentarze(0)
Cała relacja z wyprawy na blogu :)
Relacja z dnia 2.
Kolejny dzień rowerowych wzywań. Tym razem przemierzamy okolice dobrze mi znane, moje ukochane Roztocze łącznie z Góreckiem Kościelnym i Zwierzyńcem, by dotrzeć do Zamościa. Wyspani i zregenerowani po noclegu w Tarnogrodzie, ruszamy na północ Polski!
Zamość Ratusz
Ratusz w Zamościu
Dzień podróży: 2
Data: 07.07.2018
Ilość przejechanych kilometrów: 108
Trasa: Tarnogród, Korchów Pierwszy Pisklaki, Aleksandrów, Górecko Kościelne,
Górecko Stare, Zwierzyniec, Brody Małe, Brody Duże, Niedzieliska, Kąty Pierwsze,
Zamość, Skierbieszów.


Zobaczcie jak ten odcinek wygląda na mapie. Różowym kolorem zaznaczyłam odcinek dnia drugiego naszej wyprawy. Szczegółową mapę rowerową znajdziesz TUTAJ.

Tarnogród - widok z okna
Lipiec – jest zielono, jest słonecznie, jest wesoło. Można jechać!

Pogoda doskonała! Wstajemy, przecieramy oczy, na dworze jest słonecznie, ale nie za gorąco. Jemy śniadanie, ja przywdziewam swoją białą koszulę, napełniamy bidony, kaski na głowę i w drogę! Żegnamy się z moją rodziną i ruszamy przed siebie.
Tarnogród polna droga

porzeczki tarnogród

Owocowy przystanek

Smaki lata: dojrzałe porzeczki i słodkie maliny. Tym wszystkim Lubelszczyzna może ugościć podróżujących. Jesteśmy w okolicy Pisklak, kierujemy się w stronę Roztocza. Jazda polnymi drogami ma swój nieodparty urok. Oprócz owoców na drodze można ujrzeć też takie detale jak na zdjęciu poniżej.

Roztoczański Park Narodowy

Szlakiem Greev Velo dojechaliśmy do miejscowości Górecko Kościelne, minęliśmy kościół pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika i skręciliśmy się w stronę Górecka Starego. Tam czekał na nas zielony szlak w Roztoczańskim Parku Narodowym. Trasa przepiękna. Oprócz zieleni lasu i ogromu roślinności na trasie znajduje się zagroda koników polskich. Dalej minęliśmy Floriankę i w ekspresowym tempie dotarliśmy do Zwierzyńca w okolicy stawów Echo.
  • Zagroda koników polskich na terenie Roztoczańskiego Parku Narodowego
Roztoczański park narodowy przejazd kolejowy
Tory kolejowe w środku lasu! Przejazd pociągiem w takich okolicznościach przyrody musi być genialny!

Roztoczański park narodowy
A na Roztoczu – drewniane ławki, stoliki oraz tablice informacyjne. Jest się gdzie zatrzymać i zjeść drugie śniadanie.

stawy Echo roztocze

Zwierzyniec – serce Roztocza

Zwierzyniec przemierzaliśmy już kilkukrotnie, m.in. podczas naszej majówkowej wyprawy rowerowej. Kościółek na wodzie, Browar Zwierzyniec, stawy Echo i inne atrakcje znane są nam bardzo dobrze. To miejsce naprawdę przyjazne rowerzystom i turystom. My jednak dłuższą przerwę zaplanowaliśmy tego dnia w Zamościu. W Zwierzyńcu zatrzymaliśmy się jedynie, by skosztować naszej ulubionej grochówki wojskowej! Jeśli będziecie w Zwierzyńcu – koniecznie jej spróbujcie! Jest naprawdę sycąca, smaczna i niedroga!
Po naszym obiedzie w Zwierzyńcu trochę pobłądziliśmy. Nie wiem co nam przyszło do głowy – ale zamiast jechać asfaltowym pasem ścieżki rowerowej prowadzącej prosto do Zamościa, obraliśmy trasę leśną, słabo oznakowaną, przez jakąś górkę i tak tłukliśmy się rowerami jakieś 45 min, zagrzebując się w piaskach … zanim dotarliśmy do głównej drogi w Żurawnicy, przy której znajduje się ścieżka rowerowa. Po takich przeżyciach, dalsza trasa była tylko przyjemnością i wkrótce dotarliśmy do Zamościa.

Zamość – perła renesansu

Szczęśliwie dotarliśmy do Zamościa. W Zamościu bywam regularnie, natomiast dla Artura był to pierwszy raz. Plac na Rynku Wielkim otoczony restauracjami, urocze kamieniczki i klimat renesansowego miasta – Zamość bardzo nam się podobał w tej letniej scenerii.
Ratusz w Zamościu

Tego dnia na rynku odbywał się koncert i po prawej stronie Ratusza stała scena. Dodatkowo na placu na Rynku Wielkim – Panowie przebrani w dawne stroje, werbowali turystów do musztry. Te specjalne pokazy przygotowało Zamojskie Bractwo Rycerskie.
Jeszcze tylko kilka pamiątkowych ujęć na tle Zamościa i szukamy miejsca, w którym będziemy mogli zatrzymać się na dłużej, zjeść coś i odpocząć. Tak się złożyło, że dotarliśmy do restauracji Corner Pub. Nasza kolacja tego dnia składała się z dwóch dużych pizz! Artur przetestował jeszcze nowe piwo „Tańczący z chmielami” z browaru Dziki Wschód, a ja miałam jeszcze trochę czasu na notatki w moim podróżniczym dzienniku.
 Corner Pub w Zamościu
Ogródek w restauracji Corner Pub w Zamościu.

Po kolacji w Corner Pub wstąpiliśmy do kawiarni i palarni kawy Galicya. Miejsce godne polecenia – pyszna kawa pochodząca z różnych stron świata, a do tego słodkie specjały galicyjskie i herbata. W moim dzienniku z podróży tak mam zanotowane:
Artur wybrał kawę z Gwatemali i bardzo mu smakowała. Ja byłam przejedzona, więc nic nie zamawiałam wystarczyła mi tylko woda. Artur po tej kawie dostał takiego speedu, że w dalszej drodze z Zamościa musiałam wielokrotnie do niego dojeżdżać. Jechaliśmy na rowerach i podziwialiśmy widok zachodzącego słońca na tle lubelskich pól.

Nocujemy w Skierbieszowie

Tego dnia mieliśmy w planach nocleg w namiocie na dziko, ale Artur – specjalista od wyszukiwania noclegów, znalazł gospodarstwo agroturystyczne Agroturystyka na Zielonej, w którym zatrzymaliśmy się na noc. Wszystkie pokoje były już zajęte, ale zostało trochę miejsca na samym podwórzu. Dzięki uprzejmości gospodarza rozłożyliśmy namiot za 20 zł.
Agroturystyka na Zielonej Skierbieszów
Posesja naszego gospodarza. My rozbiliśmy się na trawniku za domem.

Akurat w tym dniu odbywały się Dni Skierbieszowa. Gwiazdą wieczoru był zespół Video, a później grał jakiś szalony DJ. Ja padłam mimo hałasu, ale Artur usnął dopiero po zakończeniu imprezy. Noo cóż… nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Sam nocleg w Skierbieszowie był bezpieczny. Jedyne czego nam tam brakowało to prysznica po całodniowym wysiłku. Koniec końców musieliśmy zadowolić się wodą mineralną z butelek i nawilżonymi chusteczkami. Przetrwaliśmy jakoś noc w namiocie, a kąpiel na pełnym wypasie czekała na nas dnia następnego w Chełmskim Parku Wodnym.